O wczesnowiosennym poranku przylaszczki, znużone nie najkrótszym oczekiwaniem na choćby quasi-dodatnią temperaturę, z wolna wychynęły przy dróżce spopod lekko rozpulchnionej ziemi. To stąd, to zowąd słychać też było ścichły szelest śnieżyczek przebiśniegów wyrzynających się tu i ówdzie na przekór nie najkorzystniejszej aurze.
Znienacka nad świeżo zorany ugór nadciągnęły z klangorem żurawie, powracające zza Morza Śródziemnego, z Afryki Północnej, a ściślej z południowego Sudanu. Okrążywszy pole, niespiesznie lądowały tuż-tuż obok zszarzałej miedzy i, wytrzeszczając oczy, wypatrywały żeru. Z rozrzewnieniem wspominały zżerane wcześniej słodkowodne szczeżuje znad Nilu.
Dżdżownice, te najbardziej znane skąposzczety, dotąd przeżuwające spokojnie próchnicę, czym prędzej dały nura w głąb gleby, by uniknąć nie miłego, lecz wręcz zabójczego kontaktu z ptakami wszystkożercami. Przerażone śnieżnobiałe śnieżyczki pragnęłyby jak najrychlej wrócić do swoich zimowych pieleszy, lecz matka natura nie wyposażyła ich w mechanizm pozwalający na taką ekstrawagancję. Przylaszczki czuły się nieco bezpieczniejsze z powodu swoich zimozielonych liści, teraz wprawdzie jasnozielonych, ale przykrytych ciemnoniebiesko-fioletowymi kwiatami, tylko co nieco różniącymi się od barwy otoczenia. Ach, niechżeżby się tu pojawił jakikolwiek zwierz, który zharatałby bruzdy i wypłoszył przebrzydłe żurawie – zamruczał zmurszały strach na wróble, z nagła nadwerężony podmuchem wiatru od żurawich skrzydeł-wahadeł.
O, niezmierzone są wyroki natury! Bo oto w okamgnieniu spoza kępy modrzewi wybieżała ku polu wataha loch i odyńców, najpewniej w okresie rui, bo goniących pospołu, i nie zważając na struchlałą kwietną florę i żurawią faunę, przegalopowała przy dróżce i przez ugór. Strwożone żurawie wzbiły się ku horyzontowi, tworząc klucz, a drobnolistne kwiatki stulając listki, przychyliły się co najbliżej do gruntu. Dżdżownice zaś, słysząc tętent nad sobą, pozostały nieporuszone w swojej ekstrakryjówce.
Po półgodzinie można by rzec, że wszystko wróciło do normy, gdyby nie sponiewierany strach na wróble, który nie przeżył tej superdobrej zmiany.